Lot do Nowego Jorku minął mi szybko,
jednak niezbyt przyjemnie. Każda chwila wydawała się być coraz bardziej
przytłaczające, a narastające się wspomnienia wywoływały kolejne łzy spływające
po moich policzkach.
Ostatnimi czasami żyłam jak we śnie.
Wydawałoby się, że było wręcz idealnie, że miałam wszystko. Dostałam się na
uczelnię, na której mi zależało, zaczęłam nowe życie w słonecznej Kalifornii i
miałam najwspanialszego chłopaka pod słońcem, za którym szalały miliony
nastolatek na całym świecie. To co, że przez nie płakałam, bo mnie
nienawidziły. To, co że ich słowa mnie niszczyły od środka, pozostawiając
blizny na moim sercu. Liczył się on. Jego miłość, ale czy można to tak nazwać?
To wszystko pojawiło się tak nagle i zakończyło tak szybko jak się zaczęło.
Nie jestem na niego zła. On nie jest
niczemu winien. To ja się dałam wpuścić w tą pułapkę. To ja się dałam oszukać,
że z tego będzie coś więcej. Uwierzyłam, że wszystko jest możliwe, a nawet
najmniejsze marzenie się spełnia, jednak myliłam się. Miłość to jedno wielkie
gówno, które potem pozostawia po sobie tylko nieszczęście. Nie mówię, że
żałuję. Nie. Ja po prostu jestem zła na samą siebie, że się dałam nabrać.
Beliebers zawsze były w jego sercu, zawsze były dla niego ważniejsze. Kiedyś
sama do nich należałam, a teraz moja własna rodzina mnie zniszczyła. Moja
własna rodzina się mnie wyparła i groziła mi śmiercią, jak i wysyłała wszelkie
niemiłe komentarze w moją stronę. To zabolało mnie najbardziej. To, że osoby,
na których kiedyś mogłam codziennie polegać, zawiodły mnie, a teraz zniszczyły
to, na czym mi najbardziej zależało. Zabrały mi jego i zniszczyły wszystko co z
nim związane. Pozostały tylko bolące wspomnienia, które już zawsze będą
wywoływać smutek na mojej twarzy.
Zatrzymałam jedną z taksówek i miły
kierowca wpakował moją walizkę do swojego bagażnika, po czym podałam mu adres
domu mojej przyjaciółki, a on ruszył swoim żółtym sprzętem w wyznaczonym przeze
mnie kierunku.
Nie chciałam wracać do domu w takim
stanie. Nie chciałam martwić swojego taty jeszcze bardziej. Potrzebowałam
szczerej rozmowy z osobą, która jako jedyna się ode mnie nie odwróciła, kiedy
dowiedziała się o tym związku, która jako jedyna ze mną pozostała, nawet kiedy
działałam jej na nerwach, czy nie popierałam jej nowego związku. Ona ze mną
była, chociaż na to nie zasługiwałam.
Kierowca minął wszystkie korki po drodze.
Widać było, że zna się na rzeczy i jest w tym biznesie już od dawna. Podałam mu
wyznaczoną sumę za kurs, po czym wysiadłam z pojazdu. Wzięłam swoją walizkę i
powolnym krokiem podeszłam do bliźniaka, w którym mieszkała Claire.
Bałam się spotkania z nią. Nie
rozmawiałyśmy naprawdę długo, a teraz chciałam jej zrzucić na głowę swoje
problemy. Nie chciałam, aby tak się poczuła, ale wiedziałam, że tylko ona mnie
zrozumie. Potrzebowałam jej. Jej uścisku, jej dobrych rad, które poprzedzały słowa wyzywające Biebera. Wiedziałam, że mogą mnie one zaboleć, ale nie zwracałam na to uwagi. Potrzebowałam jej towarzystwa.
Zawahałam się jeszcze kilka razy przed
naciśnięciem dzwonka, aż w końcu wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam biały
przycisk. Odczekałam kilka sekund i w końcu drzwi zaczęły się otwierać, jednak
zamiast mojej przyjaciółki, zobaczyłam Josh’a, co mnie kompletnie zbiło z tropu.
-
Amelia? Co ty tutaj robisz? – spytał zdziwiony, patrząc na mnie jakby właśnie
zobaczył ducha. W sumie pewnie podobnie wyglądałam. Podpuchnięte oczy od
płaczu, blada z powodu nieprzespanej nocy i braku jedzenia od wczorajszego
wieczoru. Byłam chodzącym wrakiem człowieka, jak za starych czasów.
-
Jest Claire? – odpowiedziałam pytaniem, ignorując jego wcześniejszą wypowiedź.
-
Nie, wyjechała do babci, a ja przyszedłem z Ann, aby wyprowadzić jej psa na
spacer. Moja kuzynka właśnie kilka minut wyszła z domu – wytłumaczył. – Co się
stało? Dlaczego płakałaś? – te same pytania, co kilka minut wcześniej. Z moich
oczu poleciało jeszcze więcej łez. Po raz kolejny coś we mnie pękło. Nadzieja,
którą miałam poprzez spotkanie się ze swoją przyjaciółką, właśnie umarła, jak
wszystko inne w moim życiu.
Josh
mocno przytulił mnie do siebie, zadziwiając mnie swoim czynem. Nic nie
powiedziałam, tylko odwzajemniłam uścisk.
-
To przez niego, prawda? Co on Ci zrobił? – zadawał kolejne pytania, ale nic nie
usłyszał w ramach odpowiedzi. Nie mogłam nic wykrztusić, ponieważ wielka gula w
gardle mi to utrudniała. Poczułam jak on łagodzi mnie po plecach, po czym się
ode mnie odchyla. – Wejdź do środka – zaprosił mnie i wziął ode mnie walizkę, a
ja przekroczyłam próg domu, w którym spodziewałam się kogoś innego.
-
Nie musisz tego robić – wydukałam. – Ja.. wrócę do domu, nie będę ci się
narzucać, nie chcę tego – wyjaśniłam wciąż łkając.
-
Przestań, nie zostawię cię w takim stanie. Może i jestem idiotą, ale na pewno
nikt nie może powiedzieć, że nie mam serca, zwłaszcza jeśli chodzi o ciebie.
Wiem, że może to nie naprawi moich wcześniejszych błędów, ale naprawdę chcę ci
pomóc, kiedy wiem, że tego potrzebujesz – oznajmił i znowu mnie do siebie
przytulił.
-
Dziękuje – wydukałam poprzez łzy cisnące się do moich oczu, a po chwili kolejne
słone krople spłynęły po moim policzku.
Przez
ten cały czas był dla mnie wrogiem, a teraz miał rację. Chciał mi pomóc, tak po
prostu. Pomimo tego, że ja mu nie wybaczyłam, że nie chciałam go w swoim życiu,
czy życzyłam mu nieszczęścia ze swoją przyjaciółką, on teraz był dla mnie,
chociaż na to nie zasłużyłam. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, ale nie
mogłam się na tym skupić, bo po mojej głowie wciąż szalały obrazy z
wczorajszego wieczoru.
-
Powiesz mi co się stało? – spytał, kiedy się ode mnie odchylił i spojrzał na
mnie.
-
Ja.. – łzy uniemożliwiły mi kolejne słowa – Ja po prostu żyłam tak, jak od
zawsze marzyłam, jednak to okazało się cholernym złudzeniem, na które ja się
nabrałam – wyjaśniłam. – On.. po prostu jest sobą. Kocha swoich fanów, a oni
mnie niszczą. To wiadome, że nie mamy wspólnej przyszłości. Walczyłam z tym tak
długo, ale teraz brakuje mi już na to siły. Nie chcę dłużej być dla niego
problemem. Nie chcę, żeby przeze mnie tracił swoją rodzinę. Nie zasłużył na to,
a ja nie zasłużyłam na niego – powiedziałam ze łzami, które po raz kolejny
opuściły swoje miejsce i powoli spłynęły po moich zimnych policzkach.
-
Nie mów tak, że na niego nie zasłużyłaś. Był z tobą zawsze. Widziałem jak cię
broni. Na imprezie, potem kiedy do ciebie przyszedłem prosząc o wybaczenie, on
był z tobą i cię wspierał. Był z tobą, kiedy ja zabierałem ci twoją
przyjaciółkę i przepraszam za to, że przez to kierowałaś do mnie jeszcze więcej
nienawiści. Wiem, że jego fani nigdy nie przestaną być tacy, jacy są, ale może
warto zawalczyć dla tej miłości? – starał się mnie pocieszyć.
-
Miłości? Tutaj nie ma żadnej miłości, Josh. To tylko chore złudzenie, w które
ja się wplątałam, a teraz nie mogę o nim zapomnieć. Każdy jego czyn, gest czy
pocałunek powraca do mnie ze stokrotną siłą, a ja nie umiem się bronić, czy tym
bardziej walczyć o powrót do gry – wyjaśniłam mu podnosząc swój głos, czego on
w zupełności się nie spodziewał. Znowu mnie przytulił do siebie, a ja poczułam
jego mocne perfumy, które kupiła mi Claire, a rozpoznałam je, ponieważ razem ze mną je wybierała.
-
Zawsze warto walczyć, zwłaszcza jeśli on jest dla ciebie ważny – odpowiedział i
objął mnie jeszcze mocniej.
-
Już nie – odpowiedziałam, ale sama zastanawiałam się nad tą krótką wypowiedzią.
Skłamałam. Jest dla mnie ważny. Ważniejszy, niż kiedykolwiek, ale czy to ma
znaczenie? Teraz to wszystko było skończone. On już dla mnie nie istniał,
chociaż w moim sercu wciąż zapisywało się dla niego miejsce, a moje myśli z
każdym krokiem starały mi się o nim przypomnieć. Chciałam zapomnieć, chociaż
wiedziałam, że to nierealne. Nie, jeśli była to dla mnie tak ważna osoba.
Justin Bieber. Obiekt westchnień miliony nastolatków, ale tak naprawdę żadna go
nie może mieć, bo kiedy któraś się w to wplącze, to uczucie będzie ją tylko
niszczyć, tak jak mnie. Piękna, miłosna historia, która mogła być wykorzystana
do taniej komedii romantycznej, lecz która niekoniecznie kończy się happy
endem. Przecież tak to powinno być, a jednak.. Scenariusz zawiódł i zakończył się
w momencie, w którym wszyscy najmniej się spodziewali.
* * *
-
Fredo, widziałeś gdzieś Amelię? – spytałem swojego przyjaciela, który leżał w
salonie i oglądał telewizję, a w momencie kiedy skierowałem do niego to
pytanie, wyłączył swój ulubiony reality show, czym mnie zdziwił i odwrócił się
w moją stronę.
-
Amelia wyjechała – odpowiedział, a ja zdziwiłem się jeszcze bardziej.
-
Jak to wyjechała? – spytałem, nie wiedząc o niczym, a pytania zaczęły cisnąć do
mojej głowy.
-
Wczoraj wieczorem przywiozłem ją do domu, a ona pierwsze co zrobiła to
spakowała się i pojechała na lotnisko – oznajmił, a we mnie pojawiła się złość.
-
I jej nie zatrzymałeś? Tak po prostu pozwoliłeś jej odejść? – niemal na niego
krzyknąłem, obwiniając go za zniknięcie swojej dziewczyny.
-
Wiesz, że by mnie nie posłuchała – odpowiedział, a ja niestety musiałem się
zgodzić z jego stwierdzeniem. Wyszedłem z salonu i skierowałem się do jej
pokoju, w którym panował porządek, a na niektórych kolumnach pojawiły się
pojedyncze pustki. Podszedłem do biurka, gdzie znajdowała się jedna, biała
kartka i w myślach przeczytałem słowa, które były napisane jej starannym
pismem.
‘Pomagam
Ci podjąć decyzję, do której odpowiedź i tak otrzymałeś już od swojego serca.
Jesteś ich marzeniem, tak jak przez ten cały czas byłeś moim.’
Z
tymi dwoma zdaniami poczułem pustkę, połączoną ze złością, przez to, że nie
mogłem jej niczego wyjaśnić, że nie mogłem jej zatrzymać. Nie musiałem długo
się zastanawiać o co chodzi, bo na to doskonale znałem odpowiedź. Moi fani, a konkretniej
to Scooter, któremu akurat wczoraj zebrało się na wyznania.
Kochałem
ją. Była dla mnie kimś ważnym. Dziewczyną, którą chciałem bronić, którą
chciałem przyprawiać o szczery uśmiech i którą chciałem cały czas całować,
pokazywać jej swoje prawdziwe uczucie, które do niej kierowałem. Nie chciałem,
aby to się kończyło. Bałem się tego, aż w końcu moje lęki wygrały i stały się
rzeczywistością.
-
Stary, tak mi przykro. Przepraszam, że nie mogłem nic zrobić i, że jej w tym
pomogłem, ale nie chciałem, aby błąkała się w takim stanie sama po Los Angeles.
Przepraszam – usłyszałem za sobą głos Alfredo.
-
To nie twoja wina– odpowiedziałem i poczułem jak łza spływa po moim policzku.
Nie chciałem jej ukrywać. Nie musiałem tego robić przed nim. Doskonale nas znał.
Wiedział, że ona jest dla mnie całym światem, że jestem w stanie zrobić dla
niej wszystko. Jako jedyny mnie rozumiał i wspierał.
-
Justin, szykuj się, za 10 minut mamy wywiad – Scootera głos przyprawił mnie o
kolejny przypływ złości. Zgniotłem kartkę w kulkę zdenerowwany i
odwróciłem się do swojego menadżera.
-
Jesteś z siebie zadowolony? – wykrzyczałem na niego. – Proszę, brawa dla
Scootera, który osiągnął swój cel – zacząłem bić mu brawa, jednak nie było to z
powodu dumy, wręcz przeciwnie. – Przez ciebie wyjechała. Zostawiła mnie, bo
usłyszała twoje wczorajsze rozmyślenia – wytłumaczyłem mu.
-
To chyba dobrze, prawda? Przynajmniej nie musiałeś z nią zrywać, tak aby
cierpiała jeszcze bardziej – odpowiedział, a ja miałem ochotę mocno go walnąć,
pomimo tego jak wiele nas łączyło i jak wiele dla mnie poświęcił.
-
Scooter, czy dla ciebie liczą się jakieś uczucia, czy tylko ilość zer na
koncie? Nie rozumiesz, że ja ją kocham? Że jest dla mnie ważna? – wykrzyczałem
na niego. – Może i moi fani jej nie lubią, ale mam to gdzieś. Beliebers są dla
mnie ważni, to prawda i nigdy nie chciałem wybierać pomiędzy nimi, a nią, a
wiesz dlaczego? Bo ona też do nich należy i zawsze była dla mnie na pierwszym
miejscu, nawet jeśli jej jeszcze nie znałem. Teraz to też się nie zmieniło.
Zawsze powtarzałem innym, żeby nie przestawali wierzyć, że wiara zawsze wygrywa
i wiesz co? Ja też zawsze wierzyłem, że oni ją w końcu zaakceptują, że skończą
do niej wysyłać te niemiłe komentarze i będzie dobrze. Chciałem tego i dążyłem
do tego, aż ty wszystkie nie zepsułeś – wygłosiłem swój długi monolog i
wyminąłem go w drzwiach, kierując się do drzwi.
-
Gdzie się wybierasz? Zaraz mamy wywiad! – przypomniał mi.
-
Skoro pieniądze są dla ciebie ważniejsze niż moje szczęście to może sam weźmiesz
w nim udział, bo ja nie mam zamiaru po raz kolejny wypełniać twojej prośby,
kiedy ty niszczysz mi życie. Może mam ci jeszcze podziękować sportowym autem,
czy kolejnym gadżetem, którego w ogóle nie potrzebujesz? – spytałem wciąż się
na niego złoszcząc i teraz zobaczyłem, że również na jego twarzy panuje
wrogość.
-
Nie pozwalaj sobie za dużo! Nic nie wiesz o karierze, czy o sławie, a ta
dziewczyna tylko sprawiała, że oddalasz się od tego coraz bardziej. Gdyby
odeszli twoi fani, zostałbyś z niczym – bronił się.
-
Nie, bo prawdziwi Beliebers zostaną ze mną na zawsze. Nie uważasz, że to
dobrze, że ona się pojawiła w moim życiu? Dzięki niej zobaczyliśmy kto tak
naprawdę jest prawdziwy, a kto fałszywy. Szkoda tylko, że zawiodłem się nie
tylko na fanach, ale także na załodze, która była dla mnie jak rodzina –
powiedziałem i z trzaskiem opuściłem swój dom.
-
Justin? Gdzie jedziesz? – spytała Pattie, która robiła coś w ogrodzie.
Podszedłem do niej i ucałowałem ją w czoło.
-
Lecę do Nowego Jorku. Nie zatrzymuj mnie, bo to nic nie da. Zawsze powtarzałaś
mi, że warto walczyć i właśnie to muszę zrobić. Chcę o nią zawalczyć –
wyjaśniłem swojej rodzicielce, która tylko delikatnie się uśmiechnęła i się do
mnie przytuliła.
-
Uważaj na siebie – pożegnała się ze mną i z delikatnym uśmiechem na twarzy,
opuściłem swoją posesję.
Nie
mogłem jej na to pozwolić. Nie mogłem jej stracić. Nie chciałem tego. Odgrywała
zbyt dużą rolę w moim sercu. Każdy mój obraz w głowie przypominał mi o niej.
Słyszałem jej śmiech, czułem jej słodkie perfumy i przypominałem sobie ciepło
od niej bijące, a z moich oczu leciały łzy. Nie tylko łzy smutku, ale także zły
złości, poprzez mojego menadżera, na którym się po raz pierwszy zawiodłem.
Uważałem go za swojego drugiego ojca. Zawsze był dla mnie opiekuńczy i służył
pomocą. Nigdy nie pomyślałem o nim złego słowa, nawet jeśli sprawiał, że
zaszywałem się w swoim pokoju i płakałem, bo zabrał mi dzieciństwo. Nigdy się
na nim nie zawiodłem, ale w sumie nigdy nie mów nigdy, prawda? Szkoda tylko, że
w tym przypadku to zdanie ma pesymistyczne znaczenie.
* * *
-
Dziękuje, naprawdę tego potrzebowałam – powiedziałam do Josh’a, przytulając go
na pożegnanie.
-
Zawsze do usług – odpowiedział i odwzajemnił uścisk, po czym podeszłam jeszcze
do jego kuzynki, która również starała się mnie pocieszyć dzisiejszego
wieczoru. Byłam im za to ogromnie wdzięczna, chociaż tak naprawdę byli dla mnie
obcymi osobami. Z blondynką rozmawiałam tylko kilka razy, a z Josh’em wymienialiśmy
się tylko złowrogimi spojrzeniami, przynajmniej w moim przypadku. Gniewałam się
na niego, a kiedy potrzebowałam pomocy, on pierwszy wyciągnął w moim kierunku
ramiona i pomógł mi się podnieść. Chłopak, którego uważałam za wroga. Może
wiele straciłam przez tą dobę, jednak również zyskałam. Osobę, która zasłużyła
sobie na mój szacunek i zaufanie. Jednym czynem, człowiek może tak bardzo
zmienić się w czyjś oczach.
Uśmiechnęłam
się do nich pogodnie, po czym wzięłam swoją walizkę i wsiadłam do taksówki,
która czekała przed wejściem, a starszy kierowca spakował moją walizkę i sam
zajął swoje miejsce. Podałam adres mojego wcześniejszego mieszkania, a pan
ruszył przed siebie.
Zostałam
pozytywnie zaskoczona dzisiejszego wieczoru. Spodziewałam się swojej
przyjaciółki, która by mnie przytuliła do siebie i powiedziała, że będzie
dobrze, jednak z jej ust wiedziałam, że to nie są tylko głupie słowa
wypuszczone na wiatr, ale obietnica, którą mi składała. Jednak zamiast jej
zastałam jej chłopakami, który o dziwo, nie wywalił mnie za drzwi, a z
otwartymi ramionami zaprosił do środka. Do tego przytulił mnie do siebie i
pocieszył mnie, tak że jego słowa podziałały.
Na
ulicach panował mrok. Spojrzałam na godzinę w telefonie i zegarek wskazywał 10
wieczorem. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo zasiedziałam się w domu swojej
przyjaciółki. Odwróciłam wzrok w lewo, a widok który ujrzałam sprawił, że moje
serce przyspieszyło, a ja nie wiedziałam co zrobić. Szok i przerażenie przejęły kontrole nad moim ciałem. Mocne światła reflektorów,
które pędziły prosto na mnie, a po chwili jedyne co ujrzałam to ciemność, z
którą zniknęła nadzieja na jakiekolwiek szczęście, w które jeszcze kilka sekund
temu naprawdę wierzyłam.
______________________________________________
udało mi się wszystko złożyć w całość i w miarę wyszło to tak, jak
planowałam :) mam nadzieję, że się wam spodoba. zrobiłam trochę
ze Scooter'a takiego bad ass'a, co pewnie niektórych zaskoczyło.
nie przedłużam więcej.
CZYTAM = KOMENTUJĘ
WASZE OPINIE SĄ DLA MNIE BARDZO WAŻNE, WIĘC PROSZĘ,
POŚWIĘĆCIE TE KILKA SEKUND. Z GÓRY DZIĘKUJE <3
+ bardzo dziękuje za tak wielką oglądalność, to dla mnie zaszczyt <3
nie mogę w to wszystko uwierzyć. jeszcze do tego Ed w głośnikach wcale mi nie pomaga. dziewczyna podjęła decyzję i nawet nie zawahała się tego nie zrobić, chciała po prostu dać mu szczęście, które natomiast ten miał przy jej boku. nie chcę się za bardzo rozpisywać, bo wiesz, że za każdym razem gdy czytam coś twojego miękną mi kolana. po prostu chcę ci pokazać wszystko to co ja przeżywam czytając to opowiadanie.. końcówka mnie rozwaliła i po prostu się poryczałam jak małe dziecko. dziękuję. xx
OdpowiedzUsuńjak to światła? jaki reflektor? tam miał stać Justin i i i .. i nie wiem co . no ale sądziłam, że on już przyjechał i czeka na nią pod domem a ty mi tu z jakimś reflektorem od auta wyskakujesz? no takie nieszczęście no ;c
OdpowiedzUsuńNareszcie rozdział się pojawił :D
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy Justin znajdzie
Amelie, i czy wrócą do siebie.
Także ten, nie mogę się doczekać
kolejnego rozdziału. :)
Życzę weny! xo
rozdział świetny; D na taki warto było czekać ;D
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że może to co Justin wygarnął Scootowi to trochę go skruszy a tu nic -.-
Na końcu, ja tu myślałam, że to Justin już pod jej domem czeka czy coś a tu reflektory? biedactwo -.- Liczę na to, ze za niedługo oni do siebie wrócą xD
Czekam na nn<3
Boże, tyle czekałam na ten rozdział.. ale muszę przyznać że było warto! :D Rozdział naprawdę cudowny, tak świetnie wszystko opisujesz.. też ta chcę ej. Mam nadzieję, że nie będziemy musiały ponownie czekać tak długo na rozdział <3
OdpowiedzUsuń@ajembelieber
Myślałam,że tam będzie Justin a nie jakieś reflektory...
OdpowiedzUsuńCoś Ty narobiła.. błagam powiedz, ze jej nie zabiłaś!!!!!!!!!!!
Obraziłabym sie na Cb...
i widzisz przez Cb płacze i jestem wkurzona..
a tak po za tym zajebisty rozdział ;)
No nareszcie nn :D Rozdział naprawdę extra ;) Ale myślałam że tam Juss będzie stał a nie jakieś reflektory xD Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuń"Lecę do Nowego Jorku. Nie zatrzymuj mnie, bo to nic nie da. Zawsze powtarzałaś mi, że warto walczyć i właśnie to muszę zrobić. Chcę o nią zawalczyć." Czytając to, do moich oczu napłynęły łzy. Nawet nie wiesz jaką moc mają twoje słowa. Uwielbiam to opowiadanie, ale chyba to już wiesz, bo nie raz to powtarzałam. Nie przestawaj pisać, jesteś w tym na prawdę dobra. Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały. ♥
OdpowiedzUsuńO matkoo, ja myslalam, ze tam bd justin,a to reflektory, jak ja zabijesz to nie bd fajnie:( czekam na nastepny i mam nadzieje, ze pojawi sie szybciej i rowniez mam nadzieje, ze amelia bd z jb, chciala mu dac szczescie, ktore on mial przy jej boku, aww
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetne, z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuń@Kitishaaa.
wow! rozdział świetny! strasznie spodobała mi się postawa Justina :)) a Scooter zachował się jak dupek! bardzo spodobały mi się również słowa Justina :'Lecę do Nowego Jorku. Nie zatrzymuj mnie, bo to nic nie da. Zawsze powtarzałaś mi, że warto walczyć i właśnie to muszę zrobić. Chcę o nią zawalczyć.' :))) jestem ciekawa co będzie dalej z Amelią... mam nadzieje że nic poważnego jej się nie stało. :)) czekam na kolejny z wielką niecierpliwością! :** @swaggyjusteen
OdpowiedzUsuńPowtórzę po koleżankach z góry - rozdział zaskakuje. Mam nadzieje, że Justin tak szybko nie odzyska Amelii. Z chęcią poczytam jak stara się o nią. Końcówka rozdziału wymiata. Z niecierpliwością wyczekuję nowego rozdziału.
OdpowiedzUsuń@ItsJoasia
PS wpadniesz do mnie na http://stuck-in-the-moment-jb-julia.blog.onet.pl/ ?