poniedziałek, 21 maja 2012

jeden

  Kończyłem czytać po raz kolejny tego dnia list od fanki. Nawet sam nie wiem, czemu zrobiła na mnie takie wrażenie. Dostawałem miliony listów od moich Beliebers, ale ten zapadł mi w pamięć na dłużej. Ten sprawił, że pragnąłem poznać tą dziewczynę, chciałem ją zobaczyć i podziękować za te wszystkie miłe słowa, które napisała. Jestem jej aniołem, bohaterem, pomogłem jej, a tak naprawdę jej nie znałem, aż do wczoraj. Kiedy wszedłem na twittera i zacząłem przeglądać tweety od moich fanów. Kilka powtarzających się wiadomości, kilka wyznać miłości i list. Nie planowałem tego otwierać. Planowałem zjechać na dół i czytać dalej, ale intuicja podpowiadała mi inaczej. Chciałem się dowiedzieć co ta osoba do mnie piszę. Chciałem poznać zawartość tego tekstu. Kliknąłem w link i po chwili przed oczami ujrzałem kilkanaście linijek skierowanych właśnie do mnie. Kilkanaście linijek, które sprawiły, że podczas czytania prawie płakałem.
- 57 – usłyszałem głos Scooter’a za moimi plecami. Lekko podskoczyłem przestraszony i odwróciłem się w stronę mojego menagera.
- Co 57? – spytałem zdziwiony, a zarazem zaciekawiony.
- 57 razy czytasz ten list w ciągu.. – spojrzał na zegarek, który dostał ode mnie rok temu – od 18 godzin – wyjaśnił mi.
- Ha! Wygrałem, mówiłem Ci, że nie warto się ze mną zakładać - krzyczał uradowany Ryan, który wyskoczył właśnie z łazienki – wisisz mi 100 dolców – dokończył. Uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy, a Scooter wyciągnął z tylnej kieszeni spodni portfel.
- Dziękuje, że mnie tak wspieracie w momencie, kiedy ja kompletnie nie wiem co mam zrobić – powiedziałem z ironią po czym zamknąłem klapkę od laptopa i wpatrzyłem się w okno, a właściwie to w głęboką przestrzeń. Leciałem właśnie do jednego studio w Chicago, gdzie miał być nakręcony talk show z moim udziałem. Takie wywiady zaliczały się do jednych z moich ulubionych. Mogłem w nich być po prostu sobą. Nikogo nie udawać. Nikt nie kazał mi niczego mówić, nikt nie kazał mi się dobrze zachowywać. Byłem po prostu tym prawdziwym Justin’em, którego wszyscy pragnęli zobaczyć.
- Justin – Ryan usiadł naprzeciwko mnie patrząc się na mnie tym swoim zatroskanym wzrokiem – nie gniewaj się. Po prostu to jest pierwsza taka sytuacja, a Scooter we mnie nie wierzył, a właściwie to w moje słowa– powiedział i zauważyłem kątem oka, że pokazuje język do mojego menagera.
- Nie gniewam się na was. Po prostu naprawdę nie wiem co mam zrobić – wytłumaczyłem mu.
- Wiem, że to dla Ciebie nowe, dla mnie też i nawet nie wiem jak mogę Ci pomóc – oznajmił – a mogę przeczytać ten list? – spytał ostrożnie. Kiwnąłem głową i pokazałem na laptopa obok mnie. Good sięgnął szybko biały sprzęt i po otworzeniu klapki wczytał się w zawartość, a ja wpatrywałem się w jego twarz, żeby odczytać jego emocje, ale on nic nie okazywał, jak zawsze zresztą. Wszystkie emocje skrywał w środku i otwierał się dopiero wtedy kiedy uznał to za stosowne.
- Stary – po kilku minutach się odezwał. Spojrzałem na niego nie wiedząc jak zareagować. On odłożył laptopa na swoje miejsce po czym wstał ze swojego miejsca – to jest niesamowite! – krzyknął robiąc przy tym ten swój charakterystyczny ruch ręki, kiedy się cieszył. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Wiem – odpowiedziałem tylko.
- Wcale się nie dziwię, że przeczytałeś to 55 razy – powiedział.
- Właściwie to 57 – odpowiedziałem mu śmiejąc się i usłyszałem jak Ryan i Scooter też się śmieją.  

***

Pogoda w Nowym Jorku była dzisiaj wyjątkowo brzydka. W okno uderzały krople deszczu, a ludzie na zewnątrz biegali dookoła, żeby tylko się uchronić przed zamoczeniem przez silny deszcz.
- Amy, słuchasz mnie w ogóle? – usłyszałam głos Claire, która siedziała naprzeciwko mnie.
- Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziałam jej i wzięłam łyka swojej kawy, którą właśnie przyniosła kelnerka. Byłyśmy w naszej ulubionej kawiarni, w której siedziałyśmy prawie codziennie.
- Nie ważne. W każdym razie mówiłam o.. – moja przyjaciółka chciała kontynuować opowiadać o swoich planach na wakacje, ale przerwał jej Josh, który właśnie podszedł do naszego stolika. Był ubrany w ciemną skórę, spod której wystawała czerwona koszula w czarną kratę i biała koszulka z dekoltem w serek. Do tego miał granatowe rurki i czarne conversy. Wszystkie dziewczyny w szkole się w nim kochały, no prawie. Ja oczywiście byłam jednym z tych nielicznych wyjątków.
- Claire – powiedział głośno do mojej przyjaciółki na powitanie.
- Josh, hej – odpowiedziała mu i przywitali się na powitanie. Po chwili brunet skierował się w moją stronę.
- Cześć, A.. – zrobił pytającą minę.
- Amelia – pomogłam mu z uśmiechem na twarzy, chociaż tak naprawdę wcale nie chciałam tego robić. Przyzwyczaiłam się do niewidzialności i do tego, że nikt nie wie jak mam na imię, ale za każdym razem mnie to raniło.
- Tak, przepraszam – odpowiedział po czym ścisnął moją dłoń. Dosunął sobie krzesło z sąsiedniego stolika po czym na nim usiadł wpatrując się w Clar.
- Co się ostatnio nie odzywasz? Dzwonię i piszę, a ty nic – powiedział smutno.
- Przepraszam, po prostu ostatnio w ogóle nie mam czasu, a telefon zgubiłam – wyjaśniła mu Claire, a ja się lekko zaśmiałam, kiedy wypowiedziała ostatnie słowa.
- Jak to zawsze Claire – dorzuciłam i się uśmiechnęłam.
- Właśnie – potwierdził Josh – a co powiecie na imprezę jutro wieczorem? U mnie o 20 – zaproponował. Spojrzałam na moją przyjaciółkę.
- Z chęcią przyjdziemy – odpowiedziała za nas dwie. Nie miałam ochoty na kolejne imprezowanie, ale chyba nie miałam wyjścia.
- Tak – potwierdziłam i założyłam kolejny uśmiech na moją twarz.
- Świetnie – nasz towarzysz się uradował po czym wyciągnął telefon z kieszeni – ja muszę lecieć. Jeszcze przede mną lekkie zakupy. Do jutra – wyjaśnił. Claire wstała i pożegnała się z nim uściskiem, a ja podałam mu tylko rękę po czym wyszedł z kawiarni zostawiając nas znowu same.
- Nie mam ochoty tam iść – wyznałam jej prawdę.
- Znowu? Nie byłaś na imprezie od miesiąca – wyjaśniła mi.
- Tak, bo wiesz, że tego nie lubię. I tak nikt nie zauważy jak się nie zjawię – odpowiedziałam jej.
- Ja zauważę – powiedziała – proszę Cię, Am. Jedna impreza, dla mnie.
Wzięłam głęboki wdech po czym kiwnęłam głową.
- Dziękuje. Kocham Cię – powiedziała szczęśliwie.
- Ja Ciebie też wariatko – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Przy niej nie musiałam nikogo udawać. Byłam tym kim chcę być. Znała każdą część mojej historii i ufałam jej jak nikomu innemu na tym świecie. Mogłam powiedzieć jej o wszystkim. Mogłam wypłakać się na jej ramieniu. Zawsze była przy mnie. Bez względu co to była za wiadomość, co za pora dnia czy co w tym momencie robiła. Jest przyjaciółką, która zawsze mnie podnosi na duchu. Jest osobą, której szuka się latami. I tak było z naszą przyjaźnią. W wieku 5 lat wyprowadziłam się z Chicago do Nowego Jorku. Przyznam, że nie było mi to na rękę, ale nie mogłam się sprzeciwiać tacie. Było nam ciężko. Po śmierci mamy, pomimo  że minęło 5 lat nadal nie mogliśmy o niej zapomnieć, nadal nie mogliśmy się podnieść. Tak, mama zmarła w czasie mojego porodu. Kilka sekund po tym jak ja wyszłam na świat, ona odeszła. Wybrała moje życie od jej. Wiedziała, że ciąża, a zwłaszcza poród może się źle skończyć. Wiedziała, że może tego nie przeżyć, ale zaryzykowała. Nie zdążyłam jej nawet podziękować za to, że wybrała mnie, zamiast siebie. Chociaż, czy za takie życie należy traktować jako nagrodę? Od dziecka nie miałam nikogo, tylko tatę i babcię.  Żadnych przyjaciół, żadnego zainteresowania. Zawsze byłam brzydkim kaczątkiem, nikt się mną nie interesował. Gdy przyjechałam do Nowego Jorku, było jeszcze gorzej. Wielkie miasto, te same uczucia, ta sama pustka, która towarzyszyła mi w Chicago. Nie umiałam się zmienić. Nie umiałam przestać płakać, nie umiałam przestać myśleć o mamie. Zapłaciła za mnie swoim życiem, a ja nigdy nie mogłam jej poznać. Nie mogłam zobaczyć jej uśmiechu, nie usłyszałam nigdy jej głosu. Tak, są zdjęcia, nagrania, ale to nie to samo. Chciałabym poczuć jej dotyk, jej słodkie słowa. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że ona odeszła.
Chodziłam do siedmiu szkół w tym mieście. W żadnym nie mogłam siebie odnaleźć, oprócz w ostatnim. Tam właśnie poznałam Claire. Usiadłam z nią na lekcji chemii i na początku do siebie nic nie mówiłyśmy, ale po kilku dniach ona zaczęła rozmowę. Zaczęłyśmy się poznawać, spędzać ze sobą więcej czasu, aż w końcu stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami. Żeby jej zaufać, musiała trochę zaczekać, bo dopiero po roku znajomości opowiedziałam jej całą historię, ale po prostu chciałam się upewnić, że ona jest tą osobą, która mnie nie zawiedzie i miałam rację, bo tak się nie stało. Wręcz przeciwnie. Uszczęśliwiła mnie, pomogła mi dorosnąć. Pomogła mi odnaleźć prawdziwą siebie.  
- Jak tam idzie z Josh’em? – spytałam moją przyjaciółkę.
- Po zgubieniu telefonu nijak.. Nie mam z nim kontaktu i boję się, że przez to wszystko przepadnie – odpowiedziała z lekkim smutkiem w swoim głosie.
- Widziałam jak na Ciebie patrzy i uwierz, że to niemożliwe – oznajmiłam, a ona się tylko uśmiechnęła.
- Dziękuje. A ty, kiedy powiesz mi coś o swojej miłości? – spytała zaciekawiona, a ja tylko wybuchłam śmiechem.
- Dobry żart – odpowiedziałam i napiłam się swojego cappuccino.
- Może poznasz kogoś na imprezie – powiedziała.
- Tak oczywiście, bo chłopacy klękają na kolanach, żeby tylko zdobyć mój numer telefonu – zażartowałam.
- Przestań. Oni nie wiedzą jaka jesteś naprawdę, a niektórzy po prostu boją się o to zapytać – wytłumaczyła mi.
- Nie dziwię się. Przyzwyczaiłam się, że wszystkich od siebie odrzucam – odpowiedziałam ze smutkiem.
- Mnie nie odrzucasz, Josh’a, a reszta to po prostu banda rozpieszczonych idiotów, dla których liczy się tylko kasa – pocieszyła mnie.
- Josh nawet nie pamięta jak mam na imię, więc on się nie liczy – odpowiedziałam.
- Bo spotkaliście się dopiero 2 razy. Ja mu chcę dać szansę na nasz związek, ty też mu daj na to, żeby Cię poznał, a się nie zawiedziesz – oznajmiła. Zbiła mnie z tropu. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zaufać Josh’owi? Zaprzyjaźnić się z nim?
- Wybacz, ale Josh to nie osoba z którą chcę się przyjaźnić – oznajmiłam po czym wzięłam swoją czarną, małą torebkę i wstałam z miejsca – do jutra – pożegnałam się z przyjaciółką i przytuliłam ją na pożegnanie. Żałuję, że w ogóle zaczęłam ten temat, że zaczęłam mówić o Josh’u. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Może dla Claire jest to chłopak idealny, ale w moich oczach zapisał się jako „ten do którego nie warto się zbliżać”.
Wyszłam na zewnątrz i poczułam jak deszcz lekko głaszczę mój policzek. Podeszłam szybko do mojego czarnego mini cooper’a, który stał przy kawiarni po czym zajęłam miejsce kierowcy i ruszyłam w stronę domu. Po drodze rozmyślałam o tej całej rozmowie, która w ogóle nie miała sensu, a jednak zaszyła się w mojej głowie i błagała się o to, żeby to wszystko przemyśleć. Żeby przemyśleć to, co jeszcze kilka sekund temu uznawałam za mało istotne.

1 komentarz:

  1. Jezuu , ale Ty niesamowicie piszesz . Az chce się czytac więcej i więcej : * super opowiadanie , gratuluję <3
    - Paulaa

    OdpowiedzUsuń