-
Amelio wstawaj – usłyszałam głos taty, który wybudził mnie ze snu.
Przetarłam lekko oczy po czym spojrzałam w stronę białych drzwi.
Mężczyzna miał ciemne, krótkie włosy, które układały mu się na prawy
bok, do tego idealnie pasował lekki zarost i ciemne, brązowe oczy. Wiele
osób mówiło, że odziedziczyłam urodę po tacie. Ten sam kolor włosów i
oczów, ten sam uśmiech, ale tata mówił coś innego. Powiedział, że swoją
delikatnością i wrażliwością bardzo przypominałam mu mamę. Mówił, że
dzięki mnie, czuję jej obecność przez cały czas. Pomagał mi tymi
słowami. Dzięki temu nie czułam się taka winna za śmierć mamy.
Drzwi
od pokoju się zamknęły, a ja podwinęłam się z łóżka i podeszłam szybko
do mojej małej szafy. Wyciągnęłam z niej jasne, krótkie, lekdko
poszarpane spodenki, do tego zwykłą szarą, luźną bokserkę z wielkim
czarnym sercem i czystą bieliznę. Wyszłam szybko z pokoju po czym
skierowałam się do pierwszych drzwi po prawo – do łazienki. Narzuciłam
na siebie szybko wybrane rzeczy po czym przeczesałam szczotką włosy
pozostawiając je rozpuszczone, a następnie wykonałam poranną toaletkę.
Po
zrobieniu wszystkiego co zawsze, wzięłam w ręce piżamę, po czym
wróciłam do pokoju. Moja sypialnia była średniej wielkości. Ściany były
tutaj koloru morskiego, a meble były jasnokremowe. Po lewej stronie od
wejścia znajdowało się jasne łóżko z białą pościelą, a po lewej stronie
od łóżka była mała szafa. Naprzeciwko drzwi znajdowało się jedno,
wielkie okno, a pod nim szklane biurko na którym stał fioletowy
notebook, natomiast po prawej stronie były dwie małe komody. Na jednej
były książki, a druga służyła do lekkich ubrań. Podeszłam szybko do niej
po czym schowałam w jednej z szufladek piżamę. Przed wyjściem z pokoju
założyłam jeszcze tylko kolorowe, wiszące kolczyki, spryskałam się
‘Someday’ oraz wzięłam naszykowaną białą torbę wkładając do niej
BlackBerry. Wyszłam z mojego małego królestwa i skierowałam się do
kuchni z której unosiły się słodkie zapachy kawy i naleśników
.
* * *
Idiota, idiota, idiota! Przeklinałem się w myślach za ten cholerny pomysł. Co ci w ogóle strzeliło do głowy, żeby szukać fanki? Czułem
się dziwnie, nieswojo. Po raz pierwszy robiłem coś takiego. Justin
Bieber, chłopak z małego miasteczka, który teraz będzie szukał fanki w
Nowym Jorku pod pretekstem ‘małe wakacje’.
Mijałem
właśnie Most Brooklyński. Nowy Jork. Kolejne spełnione marzenie, nie
tylko moje. Pragnąłem jej pomóc, chciałem ją poznać. Od kiedy dostałem
od niej list, poczułem się bardziej pewny siebie. Ona sprawiła, że
uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Może to głupie. Ba, to jest
najgłupsze co mi kiedykolwiek wpadło do głowy. Zaczynając od
najmłodszych lat, kończąc na dzisiaj, ale czułem, że muszę to zrobić,
żeby uszczęśliwić siebie, jak i ją. Nie wiem jak to będzie wyglądało,
jakbym jakimś cudem ją spotkał. Myślałem czy nie zrobić małego koncertu
gdzieś w mieście, ale przecież nie będę umiał jej wyłapać z kilkuset
fanek. Przystanąłem na spontaniczności.
- Justin, co ty w ogóle zamierzasz jej powiedzieć? – spytał Scooter, który prowadził wypożyczonego busa, a ja zamarłem.
-
Cholera, dlaczego zawsze musisz mieć takie mądre pytania? –
odpowiedziałem pytaniem i zacząłem szukać odpowiedzi. Kolejny dylemat,
kolejna zagadka. Miałem pustkę w głowie. Po raz pierwszy od pewnego
czasu nie wiedziałem jak na to zareagować. Jesteś głupkiem! Wykrzyczałem tylko do siebie w myślach po czym skupiłem się na układaniu jakiś sensownych słów w tej mojej niemądrej główce.
* * *
Wypiłam ostatni łyk kawy po czym włożyłam czarny kubek i talerz do zmywarki i sięgnęłam po kluczyki do mini Cooper’a.
- O której będziesz w domu? – spytał tata.
- Postaram się około 4 – odpowiedziałam mu po czym cmoknęłam go w policzek.
- Miłego dnia – pożegnał się.
-
Nawzajem – oznajmiłam z uśmiechem i ruszyłam do drzwi. Przed wyjściem
założyłam jeszcze czarne, płaskie sandały po czym wyszłam z mieszkania.
Nie narzekałam na miejsce gdzie mieszkaliśmy. Nie zastąpi to domu w
Chicago, ale było wygodne i całkiem duże. Nie panowała tutaj ta sama
rodzinna atmosfera, ale razem z tatą staramy się jak możemy. Nie jest
łatwo zapomnieć o cierpieniu z przeszłości, ale wiemy, że mamy siebie.
Może tata nie wie o moim okaleczaniu, o moich problemach, ale to nie
znaczy, że nie chciałam mu powiedzieć. Chciałam. Byłam już całkiem
blisko powiedzenia prawdy, ale nie umiałam. Nie chciałam na niego
zrzucać moich problemów. Już dosyć, że czuję się winna za mamę, nie
chciałam się czuć winna też za niego.
Wyszłam
na zewnątrz budynku i od razu skierowałam się do mojego czarnego
samochodu, który dostałam od taty tego roku. Zajęłam miejsce kierowcy po
czym zapięłam pasy i odpaliłam silnik. Zaczekałam, aż szereg samochodów
w końcu zwolni drogę i ruszyłam Upper East Side.
W
głośnikach radia brzmiała najnowsza piosenka Justin’a ‘Boyfriend’, a ja
po cichu podśpiewałam ją pod nosem, kiedy zobaczyłam przed sobą
czarnego busa. Nacisnęłam szybko hamulec, ale było za późno. Odskoczyłam
lekko do przodu i zaklnęłam pod nosem. Wyłączyłam silnik i wysiadłam z
auta. Podeszłam do maski auta, która była nietknięta, ale za to przedni
zderzak nie reprezentował się znakomicie. Nowo zaczęty dzień, a już
problemy.
* * *
- Scooter! – krzyknąłem na swojego menagera.
- Nie chciałem. Ta dziewczyna pojawiła się znikąd – wytłumaczył.
-
Jechała za Tobą – naskoczył na niego Kenny, który siedział na miejscu
pasażera. Scooter tylko zrobił zakłopotaną minę po czym chciał wysiąść z
auta. Spojrzałem w stronę dziewczyny, która wyciągnęła coś ze swojej
torebki. To niemożliwe. Błagam, to sen.
- Nie! – krzyknąłem do Scooter’a – ja pójdę.
- Justin, nie mo.. – chciał mnie powstrzymać, ale ja już znajdowałem się na zewnątrz. Czułem, że brakuję mi powietrza. Jeszcze jest czas, jeszcze możesz się wycofać. Nie, nie mogę! To moja szansa.
-
Dziękuje za cudowny początek nowego dnia – usłyszałem lekki głos
dziewczyny, która stała do mnie bokiem, a po chwili się do mnie
odwróciła. Pierwsze co zobaczyłem to zdenerwowanie, ale zaraz potem
zamieniło się to w szczęście. Płakała.
-
Hej, nie płacz – pocieszyłem ją i ją do siebie przytuliłem. Poczułem
jak jej delikatne dłonie oplatają moje plecy, a ona cała pachniała moimi
perfumami.
-
Nie wiem co powiedzieć – powiedziała po chwili, kiedy się ode mnie
oderwała – wiesz, że właśnie spełniło się moje marzenie? – spytała
ocierając spływającą łzę po jej policzku.
- Masz na myśli stłuczkę, czy to, że tutaj jestem? – odpowiedziałem śmiejąc się. Po raz pierwszy usłyszałem
jej śmiech, który zawitał w mojej głowie na dłużej – cieszę się, że Cię
spotkałem, Amelio – po tych słowach widziałem jak na jej twarzy wita
zakłopotanie, a po jej policzku spływały kolejne łzy szczęścia.
-
Ja.. nie wiem co mam powiedzieć. Zjawiasz się tutaj, niszczysz część
mojego samochodu, a potem okazuje się, że znasz moje imię – oznajmiła z
nutką śmiechu.
-
Wiem, jestem nieprzewidywalny – zaśmiałem się lekko – ale samochodem
się nie przejmuj, zapłacę za szkody – powiedziałem już poważnie.
- Nie, nie ma potrzeby. Poradzę sobie – odpowiedziała mi nadal zawstydzona.
- Nie chcę sprawiać Ci kłopotu – upierałem się.
- To żadne kłopot, naprawdę – powiedziała z czarującym uśmiechem.
- Nie, czuję się winny – trzymałem się swojej wersji, a ona tylko lekko się zaśmiała.
- Już, że Cię spotkałam to wielkie szczęście i spełnienie moich marzeń. Jesteśmy kwita – oznajmiła.
-
To może będę mógł odpłacić się inaczej? – spytałem, a na jej twarzy
pojawił się znak zapytania – może chcesz wpaść dzisiaj do mojego studia?
Z chęcią spędziłbym towarzystwo z kimś kto nie je cały czas chipsów
albo kto nie myśli ciągle tylko o budyniu – wyjaśniłem po czym
spojrzałem w stronę swojego auta. Dziewczyna się tylko lekko zaśmiała.
- Z chęcią – odpowiedziała nieśmiało i zobaczyłam jak na jej policzkach pojawiają się lekkie rumieńce.
- W takim razie będę dzisiaj na Ciebie czekał – powiedziałem po czym podałem jej adres studia.
- Dziękuje bardzo – oznajmiła, a na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-
To ja dziękuje – również się uśmiechnąłem po czym zobaczyłem jak Amelia
wsiada do auta i odjeżdża przed siebie. Spotkałem ją. Zaprosiłem ją do
studia. Zobaczyłem jej cudowny uśmiech. Odbiło mi. Teraz, mogłem ją
poznać, chciałem tego. Chciałem znów zobaczyć jej uśmiech, znów zobaczyć
jej szczęście. Chciałem ją bliżej poznać.
* * *
Nie
wierzę. Nie mogłam do siebie dojść, do tego co się właśnie stało.
Spotkałam go. Nie na koncercie, nie na spotkaniu z fanami. Spotkałam go
na ulicy Nowego Jorku, gdzie on, Justin Bieber, zaprosił mnie do jego
studia. Odebrało mi mowę, nie wiedziałam co robić. Czułam się
skrępowana, zawstydzona, ale zarazem też wyróżniona. Znał moje imię.
Czyżby pamiętał ten list? To miała być tylko zabawa. Nie liczyłam na coś
więcej, ale stało się inaczej. Na następny dzień od wysłania listu
zobaczyłam, że ten oto przystojny pan, zaczął mnie śledzić. Nie dostałam
od niego podziękować, ani nic w tym stylu, on po prostu retweetował to
co ja mu wysłałam. To już było dla mnie wiele. Już wtedy poczułam, że
słowa ‘Nigdy nie mów nigdy’ się sprawdziły po raz kolejny raz, a
dzisiaj.. dzisiaj czułam wielkie szczęście. Poczułam wiarę w siebie, w
swoje marzenia. Zapomniałam o wszystkich troskach, o wszystkich
problemach. Liczyła się tylko ta chwila, tylko on. Idol, który sprawił,
że ten dzień będzie inny. Sprawił, że znowu się szczerze uśmiechałam.
Koniuszkiem
palców otarłam jednego, wytatuowanego ptaka na swoim przedramieniu.
Tak, mój tatuaż. Cztery małe ptaki, który każdy oznaczał co innego.
Pierwszy był dla mojej mamy. Drugi oznaczał przeprowadzkę i nowe życie.
Trzeci był z dedykacją dla Claire, a ostatni był dla niego. Justin’a
Bieber’a.
~~~
OUTFIT: KLIK
TATUAŻ AMELII: KLIK
Trzeci rozdział już w weekend :)
hm, rozdział ogółem fajny, tylko nie spodobało mi się to, że on odrazu poznał że TO ONA,. bo niby skąd miał to wiedzieć ?.... nie wiem, nie chciałabym tez zostać nie mile zaskoczona tym, ze ich miłość będzie rozkwitać BARDZO SZYBKO. no ale nic, czytam dalej .. :)
OdpowiedzUsuńKasia :)