Kończyłem
czytać po raz kolejny tego dnia list od fanki. Nawet sam nie wiem,
czemu zrobiła na mnie takie wrażenie. Dostawałem miliony listów od moich
Beliebers, ale ten zapadł mi w pamięć na dłużej. Ten sprawił, że
pragnąłem poznać tą dziewczynę, chciałem ją zobaczyć i podziękować za te
wszystkie miłe słowa, które napisała. Jestem jej aniołem, bohaterem,
pomogłem jej, a tak naprawdę jej nie znałem, aż do wczoraj. Kiedy
wszedłem na twittera i zacząłem przeglądać tweety od moich fanów. Kilka
powtarzających się wiadomości, kilka wyznać miłości i list. Nie
planowałem tego otwierać. Planowałem zjechać na dół i czytać dalej, ale
intuicja podpowiadała mi inaczej. Chciałem się dowiedzieć co ta osoba do
mnie piszę. Chciałem poznać zawartość tego tekstu. Kliknąłem w link i
po chwili przed oczami ujrzałem kilkanaście linijek skierowanych właśnie
do mnie. Kilkanaście linijek, które sprawiły, że podczas czytania
prawie płakałem.
- 57 – usłyszałem głos Scooter’a za moimi plecami. Lekko podskoczyłem przestraszony i odwróciłem się w stronę mojego menagera.
- Co 57? – spytałem zdziwiony, a zarazem zaciekawiony.
- 57 razy czytasz ten list w ciągu.. – spojrzał na zegarek, który dostał ode mnie rok temu – od 18 godzin – wyjaśnił mi.
-
Ha! Wygrałem, mówiłem Ci, że nie warto się ze mną zakładać - krzyczał
uradowany Ryan, który wyskoczył właśnie z łazienki – wisisz mi 100
dolców – dokończył. Uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy, a Scooter
wyciągnął z tylnej kieszeni spodni portfel.
-
Dziękuje, że mnie tak wspieracie w momencie, kiedy ja kompletnie nie
wiem co mam zrobić – powiedziałem z ironią po czym zamknąłem klapkę od
laptopa i wpatrzyłem się w okno, a właściwie to w głęboką przestrzeń.
Leciałem właśnie do jednego studio w Chicago, gdzie miał być nakręcony
talk show z moim udziałem. Takie wywiady zaliczały się do jednych z
moich ulubionych. Mogłem w nich być po prostu sobą. Nikogo nie udawać.
Nikt nie kazał mi niczego mówić, nikt nie kazał mi się dobrze
zachowywać. Byłem po prostu tym prawdziwym Justin’em, którego wszyscy
pragnęli zobaczyć.
-
Justin – Ryan usiadł naprzeciwko mnie patrząc się na mnie tym swoim
zatroskanym wzrokiem – nie gniewaj się. Po prostu to jest pierwsza taka
sytuacja, a Scooter we mnie nie wierzył, a właściwie to w moje słowa–
powiedział i zauważyłem kątem oka, że pokazuje język do mojego menagera.
- Nie gniewam się na was. Po prostu naprawdę nie wiem co mam zrobić – wytłumaczyłem mu.
-
Wiem, że to dla Ciebie nowe, dla mnie też i nawet nie wiem jak mogę Ci
pomóc – oznajmił – a mogę przeczytać ten list? – spytał ostrożnie.
Kiwnąłem głową i pokazałem na laptopa obok mnie. Good sięgnął szybko
biały sprzęt i po otworzeniu klapki wczytał się w zawartość, a ja
wpatrywałem się w jego twarz, żeby odczytać jego emocje, ale on nic nie
okazywał, jak zawsze zresztą. Wszystkie emocje skrywał w środku i
otwierał się dopiero wtedy kiedy uznał to za stosowne.
-
Stary – po kilku minutach się odezwał. Spojrzałem na niego nie wiedząc
jak zareagować. On odłożył laptopa na swoje miejsce po czym wstał ze
swojego miejsca – to jest niesamowite! – krzyknął robiąc przy tym ten
swój charakterystyczny ruch ręki, kiedy się cieszył. Uśmiechnąłem się
szeroko.
- Wiem – odpowiedziałem tylko.
- Wcale się nie dziwię, że przeczytałeś to 55 razy – powiedział.
- Właściwie to 57 – odpowiedziałem mu śmiejąc się i usłyszałem jak Ryan i Scooter też się śmieją.
***
Pogoda
w Nowym Jorku była dzisiaj wyjątkowo brzydka. W okno uderzały krople
deszczu, a ludzie na zewnątrz biegali dookoła, żeby tylko się uchronić
przed zamoczeniem przez silny deszcz.
- Amy, słuchasz mnie w ogóle? – usłyszałam głos Claire, która siedziała naprzeciwko mnie.
-
Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziałam jej i wzięłam łyka swojej
kawy, którą właśnie przyniosła kelnerka. Byłyśmy w naszej ulubionej
kawiarni, w której siedziałyśmy prawie codziennie.
-
Nie ważne. W każdym razie mówiłam o.. – moja przyjaciółka chciała
kontynuować opowiadać o swoich planach na wakacje, ale przerwał jej
Josh, który właśnie podszedł do naszego stolika. Był ubrany w ciemną
skórę, spod której wystawała czerwona koszula w czarną kratę i biała
koszulka z dekoltem w serek. Do tego miał granatowe rurki i czarne
conversy. Wszystkie dziewczyny w szkole się w nim kochały, no prawie. Ja
oczywiście byłam jednym z tych nielicznych wyjątków.
- Claire – powiedział głośno do mojej przyjaciółki na powitanie.
- Josh, hej – odpowiedziała mu i przywitali się na powitanie. Po chwili brunet skierował się w moją stronę.
- Cześć, A.. – zrobił pytającą minę.
-
Amelia – pomogłam mu z uśmiechem na twarzy, chociaż tak naprawdę wcale
nie chciałam tego robić. Przyzwyczaiłam się do niewidzialności i do
tego, że nikt nie wie jak mam na imię, ale za każdym razem mnie to
raniło.
-
Tak, przepraszam – odpowiedział po czym ścisnął moją dłoń. Dosunął
sobie krzesło z sąsiedniego stolika po czym na nim usiadł wpatrując się w
Clar.
- Co się ostatnio nie odzywasz? Dzwonię i piszę, a ty nic – powiedział smutno.
-
Przepraszam, po prostu ostatnio w ogóle nie mam czasu, a telefon
zgubiłam – wyjaśniła mu Claire, a ja się lekko zaśmiałam, kiedy
wypowiedziała ostatnie słowa.
- Jak to zawsze Claire – dorzuciłam i się uśmiechnęłam.
-
Właśnie – potwierdził Josh – a co powiecie na imprezę jutro wieczorem? U
mnie o 20 – zaproponował. Spojrzałam na moją przyjaciółkę.
- Z chęcią przyjdziemy – odpowiedziała za nas dwie. Nie miałam ochoty na kolejne imprezowanie, ale chyba nie miałam wyjścia.
- Tak – potwierdziłam i założyłam kolejny uśmiech na moją twarz.
-
Świetnie – nasz towarzysz się uradował po czym wyciągnął telefon z
kieszeni – ja muszę lecieć. Jeszcze przede mną lekkie zakupy. Do jutra –
wyjaśnił. Claire wstała i pożegnała się z nim uściskiem, a ja podałam
mu tylko rękę po czym wyszedł z kawiarni zostawiając nas znowu same.
- Nie mam ochoty tam iść – wyznałam jej prawdę.
- Znowu? Nie byłaś na imprezie od miesiąca – wyjaśniła mi.
- Tak, bo wiesz, że tego nie lubię. I tak nikt nie zauważy jak się nie zjawię – odpowiedziałam jej.
- Ja zauważę – powiedziała – proszę Cię, Am. Jedna impreza, dla mnie.
Wzięłam głęboki wdech po czym kiwnęłam głową.
- Dziękuje. Kocham Cię – powiedziała szczęśliwie.
-
Ja Ciebie też wariatko – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Przy
niej nie musiałam nikogo udawać. Byłam tym kim chcę być. Znała każdą
część mojej historii i ufałam jej jak nikomu innemu na tym świecie.
Mogłam powiedzieć jej o wszystkim. Mogłam wypłakać się na jej ramieniu.
Zawsze była przy mnie. Bez względu co to była za wiadomość, co za pora
dnia czy co w tym momencie robiła. Jest przyjaciółką, która zawsze mnie
podnosi na duchu. Jest osobą, której szuka się latami. I tak było z
naszą przyjaźnią. W wieku 5 lat wyprowadziłam się z Chicago do Nowego
Jorku. Przyznam, że nie było mi to na rękę, ale nie mogłam się
sprzeciwiać tacie. Było nam ciężko. Po śmierci mamy, pomimo że minęło 5
lat nadal nie mogliśmy o niej zapomnieć, nadal nie mogliśmy się
podnieść. Tak, mama zmarła w czasie mojego porodu. Kilka sekund po tym
jak ja wyszłam na świat, ona odeszła. Wybrała moje życie od jej.
Wiedziała, że ciąża, a zwłaszcza poród może się źle skończyć. Wiedziała,
że może tego nie przeżyć, ale zaryzykowała. Nie zdążyłam jej nawet
podziękować za to, że wybrała mnie, zamiast siebie. Chociaż, czy za
takie życie należy traktować jako nagrodę? Od dziecka nie miałam nikogo,
tylko tatę i babcię. Żadnych przyjaciół, żadnego zainteresowania.
Zawsze byłam brzydkim kaczątkiem, nikt się mną nie interesował. Gdy
przyjechałam do Nowego Jorku, było jeszcze gorzej. Wielkie miasto, te
same uczucia, ta sama pustka, która towarzyszyła mi w Chicago. Nie
umiałam się zmienić. Nie umiałam przestać płakać, nie umiałam przestać
myśleć o mamie. Zapłaciła za mnie swoim życiem, a ja nigdy nie mogłam
jej poznać. Nie mogłam zobaczyć jej uśmiechu, nie usłyszałam nigdy jej
głosu. Tak, są zdjęcia, nagrania, ale to nie to samo. Chciałabym poczuć
jej dotyk, jej słodkie słowa. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że ona
odeszła.
Chodziłam
do siedmiu szkół w tym mieście. W żadnym nie mogłam siebie odnaleźć,
oprócz w ostatnim. Tam właśnie poznałam Claire. Usiadłam z nią na lekcji
chemii i na początku do siebie nic nie mówiłyśmy, ale po kilku dniach
ona zaczęła rozmowę. Zaczęłyśmy się poznawać, spędzać ze sobą więcej
czasu, aż w końcu stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami. Żeby jej
zaufać, musiała trochę zaczekać, bo dopiero po roku znajomości
opowiedziałam jej całą historię, ale po prostu chciałam się upewnić, że
ona jest tą osobą, która mnie nie zawiedzie i miałam rację, bo tak się
nie stało. Wręcz przeciwnie. Uszczęśliwiła mnie, pomogła mi dorosnąć.
Pomogła mi odnaleźć prawdziwą siebie.
- Jak tam idzie z Josh’em? – spytałam moją przyjaciółkę.
-
Po zgubieniu telefonu nijak.. Nie mam z nim kontaktu i boję się, że
przez to wszystko przepadnie – odpowiedziała z lekkim smutkiem w swoim
głosie.
- Widziałam jak na Ciebie patrzy i uwierz, że to niemożliwe – oznajmiłam, a ona się tylko uśmiechnęła.
- Dziękuje. A ty, kiedy powiesz mi coś o swojej miłości? – spytała zaciekawiona, a ja tylko wybuchłam śmiechem.
- Dobry żart – odpowiedziałam i napiłam się swojego cappuccino.
- Może poznasz kogoś na imprezie – powiedziała.
- Tak oczywiście, bo chłopacy klękają na kolanach, żeby tylko zdobyć mój numer telefonu – zażartowałam.
- Przestań. Oni nie wiedzą jaka jesteś naprawdę, a niektórzy po prostu boją się o to zapytać – wytłumaczyła mi.
- Nie dziwię się. Przyzwyczaiłam się, że wszystkich od siebie odrzucam – odpowiedziałam ze smutkiem.
-
Mnie nie odrzucasz, Josh’a, a reszta to po prostu banda rozpieszczonych
idiotów, dla których liczy się tylko kasa – pocieszyła mnie.
- Josh nawet nie pamięta jak mam na imię, więc on się nie liczy – odpowiedziałam.
-
Bo spotkaliście się dopiero 2 razy. Ja mu chcę dać szansę na nasz
związek, ty też mu daj na to, żeby Cię poznał, a się nie zawiedziesz –
oznajmiła. Zbiła mnie z tropu. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zaufać
Josh’owi? Zaprzyjaźnić się z nim?
-
Wybacz, ale Josh to nie osoba z którą chcę się przyjaźnić – oznajmiłam
po czym wzięłam swoją czarną, małą torebkę i wstałam z miejsca – do
jutra – pożegnałam się z przyjaciółką i przytuliłam ją na pożegnanie.
Żałuję, że w ogóle zaczęłam ten temat, że zaczęłam mówić o Josh’u. Nie
chciałam mieć z nim nic wspólnego. Może dla Claire jest to chłopak
idealny, ale w moich oczach zapisał się jako „ten do którego nie warto
się zbliżać”.
Wyszłam
na zewnątrz i poczułam jak deszcz lekko głaszczę mój policzek.
Podeszłam szybko do mojego czarnego mini cooper’a, który stał przy
kawiarni po czym zajęłam miejsce kierowcy i ruszyłam w stronę domu. Po
drodze rozmyślałam o tej całej rozmowie, która w ogóle nie miała sensu, a
jednak zaszyła się w mojej głowie i błagała się o to, żeby to wszystko
przemyśleć. Żeby przemyśleć to, co jeszcze kilka sekund temu uznawałam
za mało istotne.
Jezuu , ale Ty niesamowicie piszesz . Az chce się czytac więcej i więcej : * super opowiadanie , gratuluję <3
OdpowiedzUsuń- Paulaa